Together, this means that there are roughly 12 billion tons of salt in the Salar de Uyuni. The salt accumulated into the lake over thousands of years due to its lack of outlet to the sea--the Salar de Uyuni is nestled almost 12,000 feet above sea level high in the Andes mountains. The degree of salinity in the lake is what caused the salt flats
Uyuni 3 Day Tour (Private) Ideal for Couples & Families. Great budget, private, flexible itinerary, best accommodations 3* 4* & a local guide! From $ 1175 $ 350 / person. 3 Days. Uyuni. Bolivia.
5. It’s a mirror world. El Salar de Uyuni has a unique, mirror-like property that is visible during the rainy season. The vast, wet salt flats create an identical reflection of the landscape. This creates some of the most beautiful and mesmerizing views our planet has to offer, especially at sunset and sunrise.
This alternative 3-day Salar de Uyuni tour starting in La Paz provides everything the classic 3-day tour does (namely lagoons, deserts, mountains, geysers, hot springs, Andean wildlife and not only one, but two pristine salt flats with no crowds) without the need of taking a bus/plane/train to Uyuni nor making the long drive to the remote
The Town of Uyuni. The town of Uyuni, perched 3,700 meters (12,139 ft) in the Andes, is a quaint old trading post. It is a sleepy town but one with character. To the east the snow-kissed mountains welcome you and to the west, the world’s largest Salar, or salt flats, beckon. Before departing to the salt flats, visit the Uyuni market place.
manfaat salep pi kang shuang untuk wajah. Na zdjęciach z satelity płaskowyż Altiplano w Boliwii wygląda jak powierzchnia innej planety. Surowej i niegościnnej. Nakrapianej stożkami wulkanów i plamami wysokogórskich lagun. Czerwonej jak ogień i białej jak sól. To tutaj znajduje się największe solnisko świata – Salar de Uyuni. Na kopcu soli siedzi chłopak. Wołają na niego Johnny, bo łudząco przypomina Johnny’ego Deppa. Przyjechał z Ekwadoru, by w kapeluszu i lenonkach spędzić noc na największym salarze świata – bez namiotu i śpiwora, za to z gitarą i 5-litrowym baniakiem wina, który pomoże mu dotrwać do rana. Po zmroku temperatura spada poniżej zera, a sól staje się zimna jak lód. Johnny, nierealny jak bezkresna biel, jest najlepszym wprowadzeniem do świata Altiplano, jaki mogliśmy sobie wymarzyć. Salar de Uyuni Na Salar de Uyuni wjeżdżamy w okolicach Colchani, obładowani prowiantem, wodą i paliwem. Za pomnikiem Dakaru, upamiętniającym pierwszy rajd przebiegający przez Boliwię, obieramy azymut na Isla Incahuasi. To jedna z wielu koralowych wysp wyrastających z płaskiej tafli solniska, które w czasach prehistorycznych było ogromnym słonym jeziorem. Dzieli nas od niej 70 km, a wydaje się, że jest na wyciągnięcie ręki. Brak punktów odniesienia sprawia, że na salarze wszystko wygląda na położone bliżej niż w rzeczywistości. Za to czas się rozciąga. Nawet podczas szybkiej jazdy krajobraz zupełnie się nie zmienia i mamy wrażenie, że dotarcie do wyspy trwa wieczność. Salar de Uyuni. Widok z Isla Incahuasi, fot. Nie jesteśmy sami. Isla Incahuasi to stały punkt na trasie zorganizowanych wycieczek. W zatoce po zachodniej stronie kilkadziesiąt samochodów terenowych zaparkowało w rzędach, jak przed centrum handlowym. Korzystamy z okazji, żeby zaopatrzyć się w paliwo – przez najbliższe 700 km, aż do San Pedro de Atacama, nie zobaczymy stacji benzynowej. Wspinamy się ścieżką pośród kaktusów na szczyt wyspy. Siadamy wpatrzeni w przestrzeń, a samochody stopniowo znikają z solnego parkingu. Dopiero ostatnie promienie słońca przypominają, że czas ruszać do Coquesy położonej u stóp wulkanu Tunupa. Dziś po raz ostatni będziemy spać w łóżku. Wulkan Tunupa Legenda głosi, że dawno temu Tunupa nie była wulkanem, lecz piękną kobietą. Miała męża o imieniu Kusku, z którym zaszła w ciążę i urodziła syna. Ale niewierny Kusku uciekł z inną. Pogrążona w smutku Tunupa karmiła syna i płakała, a jej łzy zmieszane z mlekiem utworzyły białe solne jeziora: Salar de Uyuni (nazywany również Salar de Tunupa) i Salar de Coipasa. Dziś wulkan Tunupa wciąż jest wyjątkowo piękny. W pasiastej sukni z minerałów i skalnej koronie na głowie mści się na każdym, kto próbuje go zdobyć. Na wysokości ponad 5000 m ciężka zadyszka nie oszczędza nikogo. Wspinamy się mozolnie, krok za krokiem. Gdy w końcu stajemy na szczycie, mamy przed oczami dwa przepastne morza soli. Ten widok rekompensuje wszystko. W drodze do wulkanu Tunupa w Boliwii, fot. Isla del Pescado – największa wyspa Salar de Uyuni Wracamy na obiad do Coquesy. Brzegi salaru są zamieszkane od tysięcy lat. Na północy wciąż żyją tu Indianie Ajmara, a na południu Keczua. Uprawiają ziemniaki i quinoę (komosę ryżową), hodują lamy, handlują solą. Coraz więcej młodych wyjeżdża jednak do Uyuni, do szkół i w poszukiwaniu lepszego życia. Większość nie wraca. Miasteczko wydaje się opustoszałe. Na schludnym placyku nie ma żywej duszy, oślepiająco biały kościół rysuje się na tle szafirowego nieba. Karmazynowe flamingi brodzą w płytkiej wodzie na krawędzi salaru. Przyjemny hotelik i życzliwi właściciele kuszą, żeby zostać dłużej, ale żądza przygody prowadzi nas z powrotem na solnisko. Kierujemy się ku majaczącej w oddali Isla del Pescado – największej wyspie Salar de Uyuni. We wczorajszych ciemnościach przeoczyliśmy, że ta część solniska jest dużo czystsza, niezbrukana spalinami. Nietknięta warstwa soli kruszy się pod kołami motocykla. Trasy nie wyznacza żadna linia, przed nami 10 000 km kw. wolności. Najlepsza autostrada świata! I najlepsze obserwatorium astronomiczne. W promieniu 50 km nie ma zabudowań i gwiazdy świecą tu jaśniej niż gdziekolwiek indziej. Porzucamy namiot, który rozstawiliśmy w bezpiecznym miejscu na wyspie, z materacami i śpiworami wychodzimy na płaską jak stół taflę. Kładziemy się pod gołym niebem i wpatrujemy w miliardy jasnych punkcików. Jest ich tak dużo, że aż trudno rozróżnić konstelacje. Droga Mleczna zatacza koło, wyobraźnia unosi się do gwiazd, a my po raz kolejny czujemy się jak na innej planecie. Salar de Uyuni – kiedy jechać Pora sucha Krajobraz i klimat Altiplano zmienia się w zależności od pory roku. Od czerwca do listopada, podczas pory suchej, mamy szanse na najlepszą pogodę i bezchmurne niebo, ale jest to też najzimniejszy okres – trzeba przygotować się na mroźne noce. Pora deszczowa Salar de Uyuni w porze deszczowej, fot. W porze deszczowej, od grudnia do maja, można podziwiać jeden z najwspanialszych fenomenów świata – zalany wodą Salar de Uyuni, którego tafla działa jak lustro. Niestety, niektóre atrakcje na solnisku mogą być wtedy niedostępne ze względu na wysoki poziom wody.
For faster navigation, this Iframe is preloading the Wikiwand page for Salar de Uyuni. Connected to: {{:: Z Wikipedii, wolnej encyklopedii {{bottomLinkPreText}} {{bottomLinkText}} This page is based on a Wikipedia article written by contributors (read/edit). Text is available under the CC BY-SA license; additional terms may apply. Images, videos and audio are available under their respective licenses. Please click Add in the dialog above Please click Allow in the top-left corner, then click Install Now in the dialog Please click Open in the download dialog, then click Install Please click the "Downloads" icon in the Safari toolbar, open the first download in the list, then click Install {{::$
Salar de Uyuni. Fot. Patrick Nouhailler Ta niesamowita lustrzana powierzchnia to Salar de Uyuni, największe słone jezioro na świecie albo to, co po nim pozostało. Wygląda to tak, jakby samochód stał na ogromnym lustrze albo po prostu wisiał gdzieś w przestworzach. Tymczasem jest to pokryte cieniutką warstewką wody solnisko, czyli pozostałość po wyschniętym słonym jeziorze. I rzeczywiście jest ogromne, ba, nawet największe na świecie – zajmuje powierzchnię 10,5 tys. km kw. Nosi nazwę Salar de Uyuni i leży w boliwijskich Andach na wysokości 3653 metrów. Jest to jeden z najbardziej płaskich obszarów na świecie – różnica wzniesień wynosi niecałe 41 cm. Płaskie jest piękne! Zobaczcie galerię zdjęć Salar de Uyuni: Fot. psyberartist Salar de Uyuni widziane z orbity. Fot. NASA Salar de Uyuni. Fot. Fot. Patrick Nouhailler Fot. Luca Galuzzi Fot. Luca Galuzzi/Wikimedia Fot. Luca Galuzzi/Wikimedia Fot. Ximena Medina Sancho Fot. Patrick Nouhailler Czego u nas szukaliście?salar de uyunilustrzane jezioro
Boliwia oferuje niezliczone atrakcje, ale największą i najbardziej imponującą z nich jest Salar de Uyuni. Ogromna równina w postaci pustyni położonej na wysokości ponad 3600 metrów nad poziomem morza. Powstała na miejscu wielkiego słonego jeziora, które po wyschnięciu przekształciło się w ogromną pustynię. Ale nie w taką zwykłą pustynię, bo nie znajdziemy na niej piasku ale niekończące się przestworza soli, którą w pierwszym momencie można pomylić ze śniegiem. Salar de Uyuni to największa solna pustynia na świecie. Widoki są naprawdę zadziwiające i nigdzie indziej nie znajdzie się podobnych. Podróżując po Ameryce Południowej i generalnie po świecie widziałam wiele pięknych miejsc, odwiedzając kolejne kaniony, wodospady itd. w pewnym momencie do głowy przychodzi myśl… “podobny widok…” “podobnie jak w…” W tym przypadku śmiało mogę powiedzieć, że Salar de Uyuni to jedno z najpiękniejszych, najdzikszych i najbardziej niepowtarzalnych miejsc jakie widziałam. Gdzie nie się nie spojrzy, od razu na usta ciśnie się wow! Zdjęcia same się robią, nie potrzeba żadnych filtrów, natura załączyła je w pakiecie startowym 😉 I chociaż warunki mogą być ciężkie, powiedziałabym nawet czasami ekstremalne – gdy temperatura spadła do -18 i śpi się bez ogrzewania !!! to i tak warto. Surowość miejsca oraz ekstremalne warunki pogodowe sprawiają, że zwiedzanie Salar de Uyuni samemu jest praktycznie niemożliwe, musimy być w grupie z przewodnikiem. Na koniec wpisu podam też listę rzeczy które dobrze trzeba ze sobą zabrać i o czym absolutnie nie można zapomnieć wybierając się na wyprawę w te okolice. Sama Boliwia nie należy do krajów przygotowanych na turystę ani też zbyt znanych turyście. Niewątpliwie Salar de Uyuni to największa atrakcja turystyczna kraju. Widać to w momencie, gdy przyjedzie się do miasteczka Uyuni, skąd każdego dnia wyrusza duża ilość zorganizowanych wycieczek na solnisko. Chociaż będąc już na pustyni ma się wrażenie, że nie ma tu nikogo oprócz naszej grupy. Tylko czasami na postojach można spotkać inne grupy. Niekończąca się biała tafla fantastycznie kontrastuje z horyzontem i zlewa się z błękitem nieba. Salar de Uyuni to nie tylko pustynia solna ale ogromny rezerwat przyrody ( La Reserva Natural Eduardo Avaroa) na którym oprócz solnych pejzaży, znajdziemy liczne laguny, ośnieżone wulkany, gejzery, wody termalne i rozległe równiny zamieszkałe przez różne gatunki dzikich ptaków i zwierząt, które wszystkie razem tworzą jedyne w swoim rodzaju krajobrazy. INFORMACJE PRAKTYCZNE Boliwia należy do tych krajów, gdzie przed podróżą powinno się być bardzo dobrze przygotowanym. Nie jest to obecnie jakoś specjalnie trudne więc naprawdę warto zasięgnąć informacji jeszcze przed przyjazdem. Dostęp do internetu w Boliwii jest bardzo ograniczony. Podobnie z zasięgiem już na samej pustyni. Warto też dać znać rodzinie i znajomym, że na kilka dni możemy być ” odcięci od świata”. Jak zorganizować wyprawę na Uyuni ? Salar de Uyuni znajduje się w południowo – zachodniej Boliwii, niedaleko od granicy z Chile i Argentyną. Najpopularniejszym punktem wypadowym na pustynię jest miasteczko Uyuni, położone w stanie Potosi. Podróżując po Boliwii spotkałam też ludzi którzy planowali przebyć solnisko z drugiej strony, zaczynając w mieście Tupiza a kończąc w Uyuni. Wybierając opcję z miasta Uyuni znajdziemy tam wiele biur turystycznych, które organizują wycieczki na pustynię. Większość wycieczek dzieli się na te jednodniowe i kilkudniowe. Można wrócić do tego samego miasta Uyuni a można dotrzeć do granicy z Chile, i zobaczyć jak pustynia wygląda po stronie Chile. Tam ta sama pustynia, która stanowi też granicę pomiędzy Chile a Boliwią nazywa się miasteczku Uyuni praktycznie co krok możemy znaleźć agencje turystyczne, które organizują takie wycieczki. Są one wyspecjalizowane w wyprawach na pustynię i zapewniają niezbędne wyposażenie, poczynając od sprzętu, po wodę, a nawet jedzenie. Aby dostać się do samego miasta Uyuni, można w wsiąść pociąg z miasta Oruro, kierując się do Villazón lub dojechać autobusami które kursują codziennie z Potosí. Inną opcją jest tak jak wspominałam wjazd z miasta Tupiza lub skorzystanie z codziennej usługi transportu do Laguna Verde z chilijskiego miasta San Pedro de Atacama, jeżeli wcześniej byliśmy po chilijskiej stronie pustyni. Salar de Uyuni można zwiedzać podczas jedno lub kilkudniowych wycieczek. Z reguły jest to sześcioosobowa ekipa z przewodnikiem zapakowana do jeepa takiego jak na zdjęciu poniżej. Wycieczki jednodniowe to poznanie pustyni solnej i powrót tego samego dnia do miasta Uyuni. Podczas wycieczek kilkudniowych podróżuje się w głąb pustyni bo Salar de Uyuni to nie tylko solna pustynia ale o wiele więcej innych atrakcji. Cały płaskowyż, ma powierzchnię ponad 10 582 km² kilometrów kwadratowych. To największe takie miejsce na świecie ! Ja zdecydowałam się na wycieczkę 3 – dniową z miasta Uyuni. Numer do agencji miałam już wcześniej z polecenia, ale wiele turystów decyduje się na wybór agencji dopiero na miejscu. Warto sprawdzić opinie na temat agencji wcześniej w internecie np. na Tripadvisor. Jest to wycieczka gdzie będziemy spędzać dużo czasu w jednym samochodzie z innymi ludźmi, nie będziemy mieć supermarketu, czy restauracji gdzie będziemy mogli wybrać nasze preferowane menu. Dużo też zależy jakiego mamy przewodnika, czy chętnie będzie nam opowiadał o tym co widzimy za szybą samochodu, robił zdjęcia czy będzie tylko kierowcą. Na poniższym zdjęciu jedna z ulic w mieście Uyuni. Kiedy najlepiej odwiedzić Salar de Uyuni ? Bardzo ważna informacja —> Ze względu na pogodę i izolację tego miejsca warunki mogą dosyć szybko zmienić się ekstremalnie. Salar de Uyuni to jeden z najbardziej płaskich obszarów na świecie – różnica wzniesień wynosi tylko 41 centymetrów. Jak na każdej pustyni bardzo łatwo tutaj o bardzo ekstremalne warunki pogodowe. Uważa się, że najbezpieczniejszym a przez to najlepszym czasem na odwiedzenie pustyni jest pora sucha, która w Boliwii przypada na miesiące od maja do listopada. Choć to właśnie pora deszczowa dostarcza najbardziej lustrzanych a przez to nieziemskich widoków, zmalowanych przez naturę w całej swej okazałości. Ta sama woda, która w niektórych miejscach pustyni tworzy piękne lustrzane kałuże w innych może zmieniać drogę w pełną błota i trudną do pokonania. Ja odwiedziłam Salar de Uyuni w czerwcu, czyli w porze suchej a i tak pomimo to podczas mojej trzydniowej wyprawy zaskoczyła nas nie woda ale śnieg! Już drugiego dnia naszej 3- dniowej wyprawy na Salar, spadło tak dużo śniegu, że nawet nasz przewodnik, który od lat odwiedza to miejsce powiedział nam, że nigdy takiej ilości śniegu nie widział! Z tego powodu kilka razy utknęliśmy ” in the middle of nowhere”. A nasz kierowca był zmuszony stawać i odśnieżać drogę bo samochód dosłownie zapadał się w ziemii. Część atrakcji jakie mieliśmy zaplanowane takie jak gejzery i gorące źródła musiało zostać odwołanych z racji tego, że nie dałoby się do nich dojechać. Nie pomagał lodowaty i bardzo silnie wiejący wiatr. Podczas pierwszej nocy, temperatura powietrza spadła do -18 stopni ! Tak, noce i poranki na Płaskowyżu Altiplano mogą być naprawdę lodowate, z silnym, tnącym niczym nóż wiatrem. Później w ciągu dnia z reguły jest już lepiej bo możemy się ogrzać promieniami słońca. PLAN TRZYDNIOWEJ WYCIECZKI PO SALAR DE UYUNI Teraz o samym planie wycieczki i o tym co zwiedza się każdego dnia 3 – dniowej wyprawy. Pierwszy dzień wyprawy Wyruszamy rano z miasta Uyuni i kilka godzin spędzamy na samej jeździe, aż do pierwszego przystanku jakim jest cmentarzysko pociągów. Skąd wziął się cmentarz zapomnianych pociągów właśnie w tym miejscu ? Historia sięga XIX wieku. W tym czasie linia kolejowa łączyła miasto Uyuni z Antofagastą (obecnie część Chile) i służyła do transportu cyny, srebra i złota do portów Pacyfiku z miejsc takich jak Potosí. Przemysł wydobywczy upadł w latach 40. XX wieku i dziesiątki pociągów zostały porzucone na swój los. Teraz stały się wyjątkowymi elementami epoki industrialnej i tworzą krajobraz, który równie dobrze może pojawić się na obrazie Dali. Odwiedzający mogą sprawdzić wagony, wchodząc, wspinając się lub spacerując między pociągami. Kilka zdjęć z tego miejsca poniżej. Kolejny przystanek to robienie zdjęć wykorzystując perspektywę. Przewodnicy z reguły mają już ze sobą różne gadżety i wiedzą bardzo dobrze jak zrobić najlepsze czy najśmieszniejsze zdjęcie. Zdają sobie sprawę, że dla przyjeżdżających turystów to nie lada atrakcja i że to właśnie tego typu zdjęcia z Salar de Uyuni są najpopularniejsze w internecie. Warto przed wyprawą poszukać inspiracji do zdjęć aby móc po prostu pokazać o jakie zdjęcie nam chodzi. Choć w moim przypadku były to zdjęcia na spontanie, przy których całą grupą na prawdę świetnie się bawiliśmy. Tak np. powstało zdjęcie z pomadką ochronną jaką miałam ze sobą w plecaku. Kolejny przystanek to pamiątka Dakar, wybudowana w 2014 roku stała się symbolem pustyni i obowiązkowym przystankiem dla przybywających co roku turystów. Ponadto społeczności regionu korzystają z okazji, aby sprzedawać turystom pamiątki wykonane z soli w postaci symbolu Dakar. Rajd Dakar, najcięższy rajd na świecie w 2018 roku obchodził 40. rocznicę istnienia, dziesiątą w Ameryce Południowej i piątą z kolei dla terytorium Boliwii. Dakar po raz pierwszy przybył na terytorium Boliwii w trzydziestej szóstej edycji (36.), pięć lat po swojej pierwszej wyprawie do Ameryki Południowej. Drugi dzień wyprawy: Kolejny dzień to wizyta na wyspie kaktusów (La isla Inkawasi), poznanie różnych formacji skalnych oraz lagun. Od tej części zaczyna się Rezerwat Przyrody Eduardo Avaroa ( boliwijski bohater narodowy) ( Reserva Nacional de Fauna Andina Eduardo Avaroa). Siedziba parku znajduje się naprzeciwko Laguna Colorada ( Kolorowa Laguna), gdzie można zebrać materiały informacyjne, uiścić opłatę i dowiedzieć się więcej o lokalnej faunie i florze. Góry rezerwatu to najwyższe góry andyjskie na granicy Boliwii z Chile i Argentyną. Są usiane wybuchającymi wulkanami, gorącymi źródłami, dymiącymi gejzerami. Aby się tam dostać, droga nie była niestety zbyt przyjemna, bardzo wyboista ale później cudowne krajobrazy były warte każdego uderzenia w głowę na trasie. Na terenie całego rezerwatu znajduję się bardzo dużo lagun: Laguna Verde, Laguna Colorada, Laguna Salada, w pobliżu Salar de Chalviri, Laguna Busch, Laguna Hedionda. Widok na laguny, w szczególności na La Laguna Colorada ( Kolorowa Laguna) był chyba moim ulubionym z całej podróży. To ta laguna ze zdjęcia poniżej. Trzeci dzień wyprawy: Trzeciego dnia z reguły odwiedza się gorące źródła w La Laguna Salada i gejzery – Géiseres Sol de Mañana ale podczas mojej wycieczki już drugiego dnia wiedzieliśmy, że będziemy musieli zmienić plany. Tak jak wspominałam wcześniej, ilość śniegu jaka wtedy spadła zaskoczyła nawet naszego przewodnika, i stwierdził on, że droga w te rejony jest zbyt niebezpieczna ale zabrał nas na bardzo fajne pomarańczowe formacje skalne. Zmieniliśmy więc plany ale widoki i tak były piękne, spotkaliśmy też mnóstwo lam, alpak i innych dzikich zwierząt typowych dla tego regionu. Na koniec lista rzeczy, które warto mieć ze sobą wybierając się na solną pustynię. CO ZE SOBA ZABRAC: Nawilżające chusteczki. Jeżeli nawet będziemy mieć dostęp do prysznica to bardzo prawdopodobne, że woda będzie tak samo lodowata jak temperatura na zewnątrz. Żel antybakteryjny i wszystkie kosmetyki, które choć trochę pomogą nam zastąpić prysznic Dobry krem z filtrem, słońce potrafi być bardzo ostre + silny wiatr Termoochronne ciuchy ( szalik, czapka, rękawiczki obowiązkowo) Okulary z dobrym filtrem ( słońce odbijając się od białej soli nieźle razi dlatego okulary to podstawa, pomogą zapobiec łzawieniu z powodu silnego wiatru) Power bank, oraz wszystkie sprzęty jakie ze sobą zabieramy powinny być przed wyjazdem z Uyuni naładowane do pełna Termos i np. swoja herbata – na postojach można je sobie napełnić gorącą wodą na dalszą drogę Przekąski i suchy prowiant Gadżety do zdjęć z perspektywą Salar de Uyuni to niewątpliwie jedno z najpiękniejszych miejsc jakie odwiedziłam w Ameryce Południowej i w ogóle na świecie. Bardzo popularne wśród turystów ale ta popularność jest całkowicie usprawiedliwiona bo krajobrazy jakie stworzyła w tym miejscu natura zachwycają i na długo pozostają w pamięci. A jak jest u Was, Boliwia i Salar de Uyuni jest na Waszej bucket list ? Dajcie znać w komentarzach. Jeżeli macie jakieś pytania na temat samej wycieczki i solniska to też piszcie w komentarzach. Postaram się pomóc.
Ponieważ znaleźliśmy się w Boliwii, pora na krótką charakterystykę tego kraju. Powierzchniowo większy od Chile jest najwyżej położonym krajem w Ameryce Południowej i najbiedniejszym spośród trzech zwiedzanych przez nas na tej wycieczce. Jedyny przemysł, który tu istnieje należy do sektora wydobywczego. Ze względu na swoje położenie Boliwia przoduje w badaniach nad chorobą wysokościową. W Boliwii komunikacja jest jeszcze kiepsko rozwinięta, przez to też utrudnione jest szybkie dotarcie do lekarza, szkoły, urzędu. Patrząc od strony obyczajowej jest to kraj najbardziej tradycyjny. 50-60% ludności jest pochodzenia indiańskiego, dominuje wśród nich lud Aymara, stąd językami używanymi są hiszpański i keczua. Obecny prezydent przyznaje się do swego indiańskiego pochodzenia i propaguje powrót do korzeni. Za swej kadencji wprowadził prawo do zmiany imienia na indiańskie i prawo do pracy dla dzieci od 12 lat. Dzieci w szkole uczą się też rzeczy praktycznych, które pomogą im szybko znaleźć pracę w przyszłości a i tak jest tu duży procent analfabetyzmu. Kobiety i mężczyźni częściej niż w Chile ubierają się po indiańsku. Chilitas, czyli kobiety tradycyjnie noszą falbaniaste spódnice, ubierane na kilka halek, męskie kapelusze oraz czarne warkocze z wplecionymi pomponami (czarne to wdowa, żywe kolorowe to panna a stonowane zarezerwowane są dla mężatek). Dużą rolę odgrywają rody Ajrus, rządzi nimi wybrany przywódca rodu. Rankiem po śniadaniu (dobry jogurt, owoce, herbata z koki) poszłyśmy do kantoru, aby wymienić gotówkę. Powoli, bo byłyśmy ciągle na wysokości 3600 m. Przy okazji wpadłyśmy na chwilę do sklepu z pamiątkami i kupiłam maskotkę lamę z futra alpaki. Miasteczko Uyuni prezentuje się jako raczej biednie. Jedyne budynki w wykończoną elewacją to hotele, chociaż główna ulica wygląda jako tako. Rzuca nam się w oczy mural poświęcony Rajdowi Dakar. To tu mieści się baza jednego z etapów. Spotkane po drodze dzieci opatulone są w ciepłe ciuchy a na głowach noszą obowiązkowo czapeczki, panie zaś paradują w tradycyjnych strojach. Nasz hotel to jeden z niewielu porządnych budynków w Uyuni Widok z hotelowego okna na miasto nie powala, przynajmniej w pozytywnym znaczeniu tego zwrotu Ale zdarzają się też takie nowe budynki oraz kilka o zadziwiającym stylu Deptak z restauracjami i sklepami Mural o rajdzie Dakar Chilitas w tradycyjnych strojach na bazarze i na ulicy Potem udaliśmy się terenówkami na Cmentarz Lokomotyw. Byłby to rodzaj Muzeum Kolejnictwa, gdyby nie to, że tabor kolejowy został tu pozostawiony bez opieki i kontroli. W szczerym polu stoi kilkanaście lokomotyw i pociągów, które kiedyś miały służyć do przewozu urobku z kopalń w Andach. Lokomotywy sprowadzono tu w połowie XIX wieku, gdy projektowano sieć kolejową, która miała połączyć centralną część kraju z portami położonymi nad Oceanem Spokojnym (do 1879 r. Boliwia miała dostęp do oceanu). Pociągami chciano transportować surowce z Andów. Teraz niszczeją na powietrzu i na razie, póki pewnie nie obrócą się w proch, są fajną atrakcją turystyczną. Spędziliśmy jakieś pół godziny w tym miejscu, robiąc zdjęcia. Obserwowaliśmy też jak wielojęzyczna młodzież skacze po dachach lokomotyw i cystern, chociaż są one tak skorodowane, że w każdej chwili mogą się rozwalić. Porzucony tabor kolejowy na cmentarzu lokomotyw w Boliwii Cmentarz lokomotyw niedaleko Uyuni Zardzewiałe, opuszczone... Młodzi ludzie skaczą po dachach pociągów... tylko czekać, aż któryś wpadnie do środka Mam nadzieję, że nie wyglądam tak staro, jak te pociągi... Gonieni przez ciemne chmury, pojechaliśmy do miejscowości, która mieści się na obrzeżu solnego jeziora Salar de Uyumi, to miejsce było bowiem naszym głównym punktem programu na ten dzień. Po ulewie z poprzedniego dnia wszędzie były olbrzymie kałuże. Ale mimo to udało się nam pospacerować wśród stoisk z kolorowymi ubraniami, gdy nasi przewodnicy załatwiali pozwolenie na wjazd na solisko. Zasugerowana przez nich, kupiłam trochę gulaszu z duszonej lamy, aby jej posmakować, ale i tak większość mięsa oddałam wałęsającym się psom, które tu wyglądały marnie. Trudno, żeby było inaczej, jeżeli ludzie tu też nie są bogaci. Wizyta w punkcie pakowania soli była ciekawa ze względu na to, że zobaczyłam na własne oczy, jak taką sól zbiera się do sprzedaży – zdrapuje się ją grabkami z soliska na sterty, przewozi tu, dodaje do niej jod i pakuje w woreczki. Po takim solisku chodzi się w butach, jeździ samochodami, toteż nie jest ona zbyt czysta. To nie to, co sól kopalniana. Dojeżdżamy do miejscowości na obrzeżach Salar de Uyuni Ciekawe, czy ta stara ciężarówka jest jeszcze sprawna? Po ulewnych deszczach droga zamienieła się w błotną kałużę Stragany - można się potargować Sól wyskrobuje się z dna jeziora i usypuje na kupki A potem... Potem nastąpił jeden z najwspanialszych momentów naszej wycieczki. Przejazd samochodami terenowymi po największym solisku na świecie, liczącym 10 tys km kw. Warstwa samej soli ma tu 10 m, pod nią jest warstwa soli z litem, a dopiero potem woda. Wjeżdżamy na solisko powoli, wprost z drogi. Skamieniała sól pokryta jest cienką warstwą wody – to pozostałość po wczorajszych deszczach. Jedziemy powoli rozglądając się z zachwytem dookoła, bo widok jest zgoła nieziemski. Jadące koło nas samochody odbijają się w wodzie. Linia brzegowa wkrótce niknie, ale nie tylko ze względu na oddalanie się od niej, a głównie dlatego, że błękitne niebo zlewa się z cienkim lustrem wody, odbijając się w nim. To sprawia wrażenie, jakbyśmy sami byli w niebie – wtopienie nieba w jezioro przez pionową symetrię powoduje efekt zacierania horyzontu. Niesamowite zjawisko! Jak zaskakująco w tej bezkresnej odchłani wyglądają samochody i ludzie, spacerujący po solisku! Wjechaliśmy na solisko Auta odbijają w wodzie, pokrywającej ponad 10-cio metrową warstwę soli Idealna symetria osiowa Zabawa w fotografowanie na jeziorze Chcemy się zatrzymać na zdjęcia, ale nasi kierowcy, po dojechaniu do końca rozlewiska, trafiają na stały grunt solny i rozpędzają się. To jest szaleńcza jazda, powyżej 100 km na godzinę. A widoki za oknem się nie zmieniają – biała powierzchnia wyschniętego jeziora kończy się niebieskimi zarysami gór, na tle których tylko dwa razy przesuwają się małe sylwetki autobusów. Bezkresne słone jezioro Salar de Uyuni w Boliwii Po twardej nawierzchni soliska mknie się szybko Przejeżdżamy tak ponad 100 km w głąb jeziora, aż trafiamy na malowniczą wyspę. Jest prześliczna, porośnięta kaktusami i wyłania się z białej powierzchni soliska jak grzbiet żółwia. Wysepka na słonym jeziorze w Boliwii Wyłania się z białej skorupy jeziora... Wychodzimy z samochodu i stajemy po raz pierwszy na skorupie solnej. Dostajemy lekkiego amoku z zachwytu. Czy to naprawdę sól? Liżę kawałek wyskrobanej szadzi. Solisko nie jest gładkie, kryształki soli tworzą wzór jakby z kawałków glazury. Cykamy zdjęcia sobie, wyspie. My z Asią O. odgrywamy scenkę „Nie ma wody na pustyni”, czołgając się do butelki wody. Na mojej koszulce zostaje po tej zabawie słony ślad, który muszę potem sprać wodą. Idę więc na wyspę do toalety. Stanęłam pierwszy raz na solisku w Boliwii Ja na Salar de Uyuni Aśka czołga się do wody... Ja nie mogę być gorsza - też się czołgam... No i się ubrudziłam - jak dzieci... Na wyspie jest też mała restauracja, ale my z niej nie korzystamy, gdyż mamy zamówione jedzenie, przywiezione tu przez naszych kierowców. Obiad, przyszykowany przez mamę jednego z kierowców, okazuje się być rewelacyjny: pyszna zupa, dwa dania mięsne (kotlet z lamy i jakaś ryba), kasza, ryż, sałatka i pyszny deser – tort z cytrynowej pianki. Zjadamy to przy stołach, wydobytych z czeluści bagażników. Obiad na solisku smakował jak nigdy Jemy pyszności przygotowane przez mame jednego z kierowców ...kotlet z lamy, robiony jak schabowy z kością oraz tort cytrynowy - niebo w gębie Nasi dzielni boliwijscy kierowcy - macho Nasza wspaniała załoga (my, kierowca i boliwijski przewodnik) Po obiedzie idziemy na spacer po wyspie, spotykając po drodze lamę. Wchodzimy ścieżką na szczyt wzgórza, zachwycając się pałąkami kaktusów. Im wyżej, tym ciekawszy widok na solisko. Nie dochodzimy jednak na sam szczyt, gdyż wchodzi nam się pod górę powoli, słońce praży mocno w głowę no i ta wysokość – na wszelki wypadek jeszcze żuję kokę. Ale z nadmiaru wrażeń zapominam o posmarowaniu się kremem z filtrem... Na wyspie można coś zjeść, skorzystać z toalety, kupić pamiątki Cała wyspa porośnięta jest kaktusami Lama mieszkająca na wyspie Idziemy na wyspę na spacer Z kaktusów można wyrabiać różne przedmioty: kosze na śmiecie, a nawet drzwi One nas obserwują! Wspólne zdjęcie ze znajomymi z wycieczki Jeszcze się wspinamy Widok z góry na Solar de Uyuni Z górki schodzi się zawsze szybciej Potem kolejna zabawa. Okazuje się, że solisko słynie też z możliwości wykonywania zdjęć perspektywicznych. Nasi kierowcy ustawiają nas odpowiednio i robią nam tego typu zdjęcia. Wyglądają bardzo zabawnie. Uwaga, skorpion Ratunku, porwał nas wielkolud! Ratuj się kto może To nie jest fotomontaż - zdjęcie zrobiono w ruchu i pan kierowca nie nastawił odpowiedniego czasu ekspozycji, dlatego moja postać jest trochę rozmazana Niestety przychodzi czas na odjazd z tego zaczarowanego miejsca. Przejeżdżamy znowu po wyschniętej powierzchni jeziora do solnego hotelu, gdzie był w 2016 roku przystanek rajdu Dakar. Hotel nazywany jest solnym, gdyż wzniesiony został z bloków solnych. Obok stoi pomnik ku czci kierowców, który zginęli w czasie rajdu... Przed solnym hotele, zatknięto flagi państw, biorących udział w rajdzie Dakar Wnętrze hotelu Pomnik ku czci kierowców, który zginęli w czasie rajdu Dakar Pomnik rajdu Dakar Zajeżdżamy dalej do miejsca, gdzie znowu pojawia się woda. Robimy tam przystanek na zdjęcia. Otaczająca nas, niespotykana nigdzie indziej, feria różnych odcieni niebieskości, kompilacja chmur i obłoków z ich lustrzanym odbiciem w wodzie to prawdziwy majstersztyk natury. Pojechaliśmy w kolumnie samochodów przez solisko Reklamowe zdjęcie toyoty na Solar de Uyumi In blue Nieskazitelna symetria osiowa słonego jeziora Niesamowite pejzaże największego soliska ziemi Niektórzy przygotowali sobie fajne gadżety do fotografowania Postanawiamy zaczekać na zachód słońca. W wolnym czasie wysiadamy z samochodów, zdejmując uprzednio buty. Woda nie jest zimna, ale powierzchnia soli kłuje w nogi, więc trzeba chodzić ostrożnie. Żałujemy, że przewodniczka nie uprzedziła nas o takiej możliwości – mogliśmy wziąć z hotelu klapki i brodzenie w wodzie po kłujących solnych występach byłoby wtedy przyjemniejsze i bezpieczniejsze. Ale nic to, śmiejemy się, że mamy darmowy pilling i wygłupiamy się, robiąc sobie zdjęcia. Brodzenie po kłującym podłożu słonego jeziora jest ciekawym doświadczeniemAle jak fajnie jest, gdy można się trochę powygłupiać. Udaję ptaka... I odfruwam... A Asia odpływa kraulem Ale laska Kocham świat! Niestety z pięknego zachodu słońca niewiele wychodzi, gdyż pojawiają się ciemne chmury, które akurat przesłaniają niebo na zachodzie. W oczekiwaniu na zachód słońca Zapada zmrok - niestety zachód słońca zakryły chmury Oni twardo czekają na zachód słońca My żegnamy się z soliskiem. Nawet bez kolorowego zachodu słońca, widoki tutejsze zapadną w naszej pamięci Powrót do hotelu odbywa się już po ciemku. Siedząc w samochodzie, zaczynam źle się czuć: mam dreszcze, robi mi się słabo, płonie mi twarz - „No tak,” - uświadamiam sobie- „co za idiotka ze mnie. Z tej euforii zapomniałam się posmarować kremem i spędziliśmy przecież na słońcu parę godzin, w dodatku promienie słoneczne odbijały się od lustra wody, potęgując swoje działanie”. Po powrocie do hotelu kładę się do łóżka z objawami udaru słonecznego i nie mogę rozgrzać zimnych rąk i nóg. Odczuwam też jakiś dziwny niepokój. Głowa mi płonie i mam chyba stan podgorączkowy. Moja kochana współlokatorka Asia zaparza mi herbaty i pilnuje, abym wypiła. Nie mam siły iść na kolację. Okazuje się, że takie same sensacje ma Wiola. Kiedy więc obie nasze koleżanki idą coś zjeść, my dotrzymujemy sobie towarzystwa. Dopiero po jakiejś godzinie ręce i nogi rozgrzewają mi się na tyle, że wyłażę spod kołdry, aby się umyć i smaruję purpurową twarz kremem. Potem jest już mi lepiej, ale i tak mam trudności z zaśnięciem. I zasypiam dopiero nad ranem. Ale rano budzę się już w formie. Tylko twarzą przypominam rasową Indiankę ... Powrót do strony głównej o podróżach
jezioro salar de uyuni